Wojownicy Wiki

Prosimy zapoznać się regulaminami:
- wiki,
- dyskusji,
- blogów,
- baz.

CZYTAJ WIĘCEJ

Wojownicy Wiki
Advertisement
Wojownicy Wiki

Bławatna Łapa potoczył wzrokiem po otaczających go kotach. Jego pobratymcy zdawali się zachowywać normalnie; dreptali w tę i z powrotem, mrucząc coś jeden do drugiego i witając się z przyjaciółmi z innych klanów. Żaden z nich nie sprawiał wrażenia zaniepokojonego, a ich radosne miauknięcia nie zdradzały ani odrobiny napięcia.

Szary kocur zawęszył po raz kolejny. Może to jego niesforna wyobraźnia znowu drwi sobie z niego, a w pobliżu nie ma ani jednego kota z Klanu Łzy?

Otworzył pysk, chcąc upewnić się w swoich przypuszczeniach. Pokręcił zdezorientowany głową, gdy do jego nozdrzy znów doleciał gorzki odór krwi.

„Albo Klan Gwiazdy odebrał mi rozum, albo tu naprawdę dzieje się coś podejrzanego” – przeszło mu przez myśl. – „Nie uspokoję się, dopóki nie dowiem się prawdy”.

Rozejrzał się po zebranych na polanie kotach i bez większego namysłu podszedł do stojącego najbliżej Podniebnego Ptaka z Klanu Ziemi. Biało-szary wojownik siedział z puszystym ogonem owiniętym wokół łap i wymieniał najświeższe plotki z uroczą czarną kotką, której Bławatna Łapa jeszcze nigdy nie widział na oczy.

Szary uczeń odchrząknął z lekkim zakłopotaniem i, próbując przybrać obojętną minę, zagadnął Podniebnego Ptaka.

- Cześć. Mam na imię Bławatna Łapa i zawsze mnie zastanawiało, czy koty z Klanu Ziemi potrafią latać.

Na widok malującego się na pysku wojownika zaskoczenia i dezorientacji Bławatna Łapa uśmiechnął się w duchu.

- Latać? Jak to: latać? Co też ci przyszło do głowy? – spytał Podniebny Ptak wymieniając rozbawione spojrzenie z czarną koleżanką.

Szary uczeń wpatrzył się w jasne strzępki chmur na niebie, jak gdyby szukał tam odpowiednich słów.

- No… - podjął, lustrując wzrokiem pułap. – Mieszkacie tak wysoko nad ziemią, więc jesteście bliżej chmur. A skoro jesteście bliżej chmur…

Przerwał na odgłos chrapliwego śmiechu od strony swoich rozmówców.

- Mieszkamy na wydmie, to prawda – odparł poprzez chichot Podniebny Ptak. – Ale chyba nawet taki uczeń jak ty powinien wiedzieć, że koty i ptaki to dwie zupełnie różne istoty – zakończył z przebłyskiem sarkazmu z głosie.

Bławatna Łapa zmrużył na chwilę oczy próbując wyobrazić sobie koty z Klanu Ziemi, jak z doczepionymi do łap skrzydłami zataczają zgrabne elipsy nad swoim terytorium. Pomyślał, że to jednak musi być wspaniałe przeżycie, tak szybować z rozpostartymi skrzydłami powiewającymi na wietrze, wąsami muskać obłoki chmur i widzieć wszystko z góry, takie małe, ale takie piękne…

- Ej, mały, co z tobą? – rozmarzenia szarego ucznia przerwał pomruk Podniebnego Ptaka. – Od kilku minut stoisz jak słup soli i nic się nie odzywasz.

Bławatna Łapa zamrugał i potrząsnął lekko głową, usiłując skupić myśli na otaczającej go rzeczywistości.

- Kim… kim jest twoja koleżanka? – zapytał głośnym szeptem jasnego wojownika, rzucając szybkie spojrzenie na przycupniętą o długość ogona dalej czarną kocicę.

Wojowniczka podniosła się na łapy i zrobiła mały krok do przodu, by wyraźniej widzieć Bławatną Łapę.

- Mam na imię Północny Kwiat i jestem z Klanu Lodu – odezwała się ciepłym, ale dziwnym szeptem, na odgłos którego Bławatną Łapę przeszły ledwie odczuwalne ciarki. – Nigdy o mnie nie słyszałeś?

Uczeń pokręcił głową. Podchodząc, zamierzał zapytać swoich rozmówców, czy nie wyczuwają w powietrzu niczego niepokojącego, ale miał dziwne wrażenie, że nienaturalny blask granatowych oczu Północnego Kwiatu przygważdża mu głos do krtani.

- Jestem medyczką – kontynuowała niezrażona niespokojnym wzrokiem Bławatnej Łapy kotka. – Odwiedziłam kiedyś terytorium twojego klanu, zbierałam tam zioła i natknęłam się na grupę kociąt. Czy ty przypadkiem nie byłeś jednym z nich?

Bławatna Łapa usiłował zebrać myśli i przeszukać w pamięci cały spis danych na temat jego ostatnich pobytów w okolicach granicy z Klanem Lodu, lecz w tej chwili nie mógł przypomnieć sobie nic podobnego, zwłaszcza, że tajemniczy wzrok Północnego Kwiatu zdawał się tamować przepływ informacji przez jego mózg.

- Chyba… chyba to nie byłem ja – odparł z wahaniem, oddalając się ostrożnie z powrotem w kierunku swojego klanu. – Mam… mam siostrę i dwoje przyjaciół w moim wieku, może widziałaś któregoś z nich. – Odchrząknął. – Dziękuję wam obojgu za miłą rozmowę, ale muszę już wracać do swoich. Do zobaczenia na następnym zgromadzeniu!

W odpowiedzi Podniebny Ptak skinął mu przyjaźnie głową, a Północny Kwiat poruszyła wąsami. Oddalając się w poszukiwaniu siostry, szary uczeń obejrzał się jeszcze przez ramię. Dziwny błysk w grantowych oczach medyczki przygasł, a kotka jak gdyby nigdy nic powróciła do przerwanej pogawędki z Podniebnym Ptakiem.

„Och, puknij się, puknij się w ten pusty łeb, głupku!” – zrugał się w myślach Bławatna Łapa. – „Od tego ciągłego wyobrażania z mózgu zrobiła ci się padlina i wszędzie widzisz zagrożenia. Jeszcze trochę i będziesz się bał położyć na posłaniu, żeby kępka mchu nie wysunęła zakrwawionych pazurów i nie wypatroszyła ci grzbietu!”

Zrezygnowany uczeń przysiadł na chłodnej trawie i oparł głowę na łapach. Bezwiednie wpatrzył się w kulę księżyca zawisłą tuż nad jednym ze szczytów Skalnego Usypu. Nagle wydało mu się, że zaostrzony czubek skały wbija się niczym pazur w świetlistą powierzchnię księżyca, z której, jak ze zranionej łapy, wypływa cienka strużka szkarłatnej krwi, a jej ciężki zapach niesie się falami po całej polanie.

Szary kocur grzmotnął głową o ziemię i zamknął bezradnie oczy.

„Jak tak dalej pójdzie, to czeka mnie zguba. Niechybna zguba!”


* * *

Wąski, szpiczasty cień przesunął się po gładkiej ścianie skalnej. Skuleni w najgłębszym zakątku szczeliny Poziomka i Maczek bezskutecznie próbując uspokoić rozedrgany oddech, w myślach żegnali się już ze światem. Wielkie krople wody kapały strugami od strony sklepienia ciasnej jaskini, w której ukryły się kocięta. Głowa i uszy małych były już kompletnie przemoczone; lodowate krople spływały po czole, wpadały do oczu i wypadały spod powiek, sprawiając, że kociaki nie były już pewne, co cieknie im po policzkach – woda, czy łzy.

Poziomka wstrzymała oddech. Coś zastukało przy wejściu do niewielkiej pieczary. Do nozdrzy kotki dopłynął dziwny, sztuczny zapach i po chwili Poziomka ujrzała przed sobą towarzysza Łzowej Gwiazdy, który z wyższością zadarł nad nimi głowę.

- M-m-my nic nie słyszeliśmy – wyjąkał ledwie słyszalnie Maczek. – M-m-my tu jesteśmy przypadkiem, zgubiliśmy się, niechcący tu dotarliśmy, ciemno było, matka nas szuka… - Nakrapiany kociak plótł od rzeczy, mając nadzieję, że potok bezsensownych słów ostudzi niecne zamiary kota z Klanu Łzy. - Musimy wracać, bo ten… kolacja nam stygnie, mama upolowała dla nas pyszną mysz, a my jesteśmy bardzo głodni, nie jedliśmy od dobrych trzech wschodów słońca, wprost umieramy z głodu, a przecież nie chcecie, żebyśmy…

Urwał w przerażeniu, gdy ciemny kocur pochylił masywny kark i, niemal stykając się z nosem Maczka, wymruczał z dziwną, potulną nutką w głosie:

- Bardzo dużo mówisz, prawda? – spytał, wwiercając się spojrzeniem w kociaka. – Wiesz, to czasem może być dość kłopotliwe. Są takie sytuacje, w których bezpieczniej jest zachować milczenie, a w twoim przypadku mogłoby to być trudne…

Poziomka rozpaczliwie wpatrywała się w brata, mając jeszcze resztkę nadziei, że uda im się wyjść z tego cało. Stężała z przerażenia, gdy paraliżowany wzrokiem wielkiego kocura Maczek zachwiał się i osunął na twardą skałę jak zwiędnięty liść.

- Kociakom, które mają problemy z zachowaniem milczenia, pomagamy my – wychrypiał złowrogo umięśniony kocur, oczami bez wyrazu patrząc na Maczka. Potem jednym, szybkim ruchem głowy odwrócił się w drugą stronę i spojrzał prosto na Poziomkę.

Zanim bezbrzeżna ciemność zamknęła się nad nią, kotka zdążyła jeszcze przywołać w pamięci obraz Bławatnej Łapy, przycupniętego nad strumykiem i wpatrzonego w pełnię księżyca.

Potem nie pamiętała już nic.

Advertisement